Informujemy, że na tej stronie stosujemy pliki cookies (tzw. ciasteczka). Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Jeśli chcą Państwo zmienić tę opcję, należy zmienić ustawienia przeglądarki dotyczące przechowywania i uzyskiwania dostępu do plików cookies w Państwa komputerze. Rozumiem komunikat.

Kliknij tu aby zamknąć powiadomienie.

Sport

dodane 11.08.2015

Przemysław Szymański, skrzydłowy MKS-u Dąbrowa Górnicza

[Dąbrowa Górnicza]

Gdyby nie grał w koszykówkę, pewnie zostałby górnikiem, zgodnie z rodzinną tradycją. Przemysław Szymański z MKS-u Dąbrowa Górnicza opowiada o swojej motocyklowej pasji, „fryzurze” z gry komputerowej, koszykarskim narzeczeństwie oraz o meczu z… hotelową kartą w bucie.


Skąd wziął się pseudonim „Glizda”?


Jest wiele teorii. (uśmiech) Ale zawsze byłem chudy i długi. Dlatego koledzy na podwórku nazwali mnie "Glizdą", tak się przyjęło i przetrwało do dziś.


Gdyby nie koszykówka, miałeś zostać… górnikiem! Nie są to zbliżone dziedziny. Co sprawiło, że postawiłeś jednak na koszykówkę i skąd zamiłowanie do górnictwa?


Nie zostałbym górnikiem z miłości. Pochodzę z Pawłowic Śląskich, jest tam kopalnia Pniówek. Jeśli nie udałoby mi się grać na takim poziomie, który „pozwala żyć”, to wylądowałbym pod ziemią, jak wielu moich kolegów z rodzinnych stron. A poza tym jakieś tradycje górnicze w rodzinie mam. Tata przerobił na „grubie” ćwierć wieku, a brat fedruje od pięciu lat.


Częściowo udało się to połączyć, w końcu grasz w MKS-ie Dąbrowa Górnicza.


Można tak powiedzieć. Ale robię na powierzchni! (śmiech)


Koszykarz i motocyklista, to kolejne niespotykane zestawienie. W trakcie sezonu chyba nie wolno ci wsiadać na motor?


Jest u mnie parę takich nietypowych połączeń. Uwielbiam choppery. Zawsze marzyłem o dwóch kółkach. A marzenia są po to, żeby je spełniać, więc zrobiłem prawo jazdy i kupiłem motocykl. W klubie włodarze nie pozwalają na relaks w trakcie sezonu. (uśmiech) Ale to najlepszy sposób na pozbycie się złych myśli. Zakładasz kask, słyszysz piękną muzykę z tłumików, no i ten wiatr we włosach… (śmiech) Każdemu polecam.


Poza sezonem jeździsz bezpiecznie i unikasz mandatów?


Mam maszynę do spokojnej i relaksacyjnej jazdy. Motocyklem jeżdżę dużo wolniej niż samochodem. I oczywiście jak każdy unikam mandatów, stosując się do przepisów. (uśmiech)


Narzeczona też popiera twoją pasję? Jesteś zaręczony z koszykarką, Pauliną Antczak. Trudno utrzymać taki koszykarski związek? Bo wspólnych zainteresowań na pewno nie brakuje…


Dokładnie. Paulina dzieli ze mną miłość do koszykówki. Czasem w naszym życiu tej koszykówki jest aż za dużo. Poza tym Paulina wie o co chodzi, nie muszę jej tłumaczyć zasad gry. (uśmiech) A utrzymać ten związek jest tak samo trudno, jak każdy inny. Po prostu dbamy o siebie nawzajem.


Z narzeczoną przyjeżdżacie oglądać się w akcji, czy jednak obowiązki sportowe nie pozwalają na wzajemne kibicowanie?


Jeśli czas pozwala i mecze się nie pokrywają, kibicujemy sobie na trybunach. Jednak często spotkania rozgrywamy w tym samym czasie, więc wspieramy się duchowo.


A twoja „fryzura” to też ze względu na narzeczoną? „Uczesanie” z wyboru czy z musu?


Uczesanie jak na razie jeszcze z wyboru. (uśmiech) Mam nadzieję, że jak już mi się znudzi, to będę mógł jeszcze zmienić. (śmiech) Poza tym to wygoda.


Do tego opaska, zarost i całość zwraca uwagę. O to właśnie chodzi? O kształtowanie swojego charakterystycznego wizerunku na parkiecie?


Często, jak grałem z kolegą w NBA 98, tworzyliśmy swoje postaci. Moja postać właśnie tak wyglądała: łysy z brodą, opaska i długie skarpety. Może miała troszkę więcej tatuaży, ale nad tym pewnie jeszcze popracuję. Taki wizerunek wymyśliłem, teraz tak naprawdę bez opaski nie potrafię grać, bo pot zalewa mi oczy i generalnie nic nie widzę.


Nietypowy jest nie tylko twój image, ale czasem też emocjonalne reakcje po efektownych wsadach i udanych zagraniach. Kibice to lubią…


Mam nadzieję, że to lubią. Uwielbiam po dobrych zagraniach, zarówno kolegów, jak i własnych, żywo reagować. To pozwala mi się „nakręcić” no i powoduje, że na parkiecie czuję się wyluzowany. Czasem, gdy schodzę z boiska, to przypomina mi się jakaś spontaniczna reakcja. Wtedy trochę mi głupio, że stary gość a odstawił takie „zagranie”, ale na parkiecie to czysty spontan i nastrój chwili. (uśmiech)


Na koniec jeszcze jeden nietypowy wątek. Podobno kiedyś rozegrałeś mecz z kartą do drzwi hotelowych w bucie. Jak to się stało? Naprawdę nic nie czułeś podczas gry?


Miało to miejsce w Portugalii, na Uniwersyteckich Mistrzostwach Europy. Wyjeżdżając z hotelu ubrany w strój, buty miałem przewieszone przez ramię. Zamknąłem drzwi i kartę wrzuciłem do buta. W szatni zapomniałem o niej, skupiony już na meczu ubrałem buty i poszedłem się rozgrzewać. W trakcie spotkania poczułem, że mam coś w bucie. Pomyślałem, iż to wkładka mi się odkleiła. Po meczu okazało się, że była to karta do drzwi hotelowych. (uśmiech)


Rozmawiał: Damian Juszczyk


foto: Adrianna Antas /MKS Dąbrowa Gornicza



Wróć Archiwum działu

Alert

 

Jesteś świadkiem ważnego wydarzenia?
Urzędnicza bezmyślność dobrowadza Cię do szału?
Wiesz o czymś, co może zainteresować media?

 

Napisz do "Wiadomości Zagłębia": redakcja@wiadomoscizaglebia.pl

KONKURSY

 

PRACA

 

 

 

 

Adres redakcji:

"Wiadomości Zagłębia"
ul. Kilińskiego 43

41-200 Sosnowiec

e-mail: redakcja@wiadomoscizaglebia.pl