Informujemy, że na tej stronie stosujemy pliki cookies (tzw. ciasteczka). Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Jeśli chcą Państwo zmienić tę opcję, należy zmienić ustawienia przeglądarki dotyczące przechowywania i uzyskiwania dostępu do plików cookies w Państwa komputerze. Rozumiem komunikat.

Kliknij tu aby zamknąć powiadomienie.

W Zagłębiu

dodane 20.07.2015

Głosu kobiet nie można lekceważyć – z Iloną Kanclerz rozmawia Izabela Kieliś

[Region, Sosnowiec]

W ostatnich latach coraz częściej i wyraźniej obserwujemy zaangażowanie kobiet w życie publiczne. Myśli Pani, że to tylko moda, czy rzeczywiście przyszedł czas, kiedy rola kobiety się umacnia?


Mam nadzieję, że w tym wypadku to nie jest tylko moda. Historycznie wcale nie tak dawno, bo zaledwie sto lat temu, kobiety dostały szansę wypowiedzenia się w przestrzeni publicznej, chociażby przez głosowanie. Dziś, w czwartej fali feminizmu, mężczyzna i kobieta zaczynają być partnerami. Ponadto widzimy z jednej strony tzw. wymieszanie ról  społecznych, a z drugiej wzmocnienie merytoryczne i mentalne kobiet. Robimy to coraz bardziej świadomie, z wiedzą o konsekwencjach. To uzupełnia dialog.


Ostatnio swoje własne zdanie wypowiedziały organizatorki Konwentu Kobiet Sukcesu z Centrum Rozwoju Kobiet przy Wyższej Szkole Humanitas w Sosnowcu, w którym również brała Pani udział. Czy takie wydarzenia są kobietom potrzebne?


Zawsze bardzo mocno wspieram takie inicjatywy. Nie są to zdarzenia  jednostkowe. Mają one coraz większą wartość dla budowania nowoczesnego społeczeństwa. Absolutnie nie można tego głosu już lekceważyć. Takie grupy aktywności to dowód, że kobiety chcą się angażować, chcą poświęcać swój czas, a często nawet pieniądze by nieść zmianę.


Konwent Kobiet Sukcesu był pierwszym takim wydarzeniem w skali regionu zagłębiowskiego. Jakby Pani oceniła jego przygotowanie i przebieg?


Należy powiedzieć, że było to bardzo merytoryczne wydarzenie. Kobiety z Centrum Rozwoju Kobiet są dobrze przygotowane, wiedzą czego chcą, wyznaczają sobie cele i je osiągają. Udało im się zaangażować wiele ciekawych osobowości oraz przyciągnąć publiczność. Był to przecież środek tygodnia, a sala była pełna podczas wszystkich paneli, wykładów i prezentacji. Można było dowiedzieć się wielu nowych rzeczy, poznać ciekawe punkty widzenia i wziąć udział w dyskusji.


Jakie kobiety spotkała pani podczas Konwentu w Humanitas? I co ma z nimi wspólnego sukces?


Szczerze mówiąc słowo „sukces” ma często wydźwięk pejoratywny. W inicjatywie, którą sama prowadzę od kilku lat, sukces nie jest rozumiany komercyjnie. W przypadku sosnowieckiego Konwentu, nie odżegnujemy się od niego, doceniając również zaangażowanie w sferze gospodarki czy przedsiębiorczości. Dlatego można tu mówić o dużym i znaczącym przekroju dla całego społeczeństwa. Również propozycje nominowanych do Nagrody „Kobieta Humanitas” były ciekawe i warte uwagi.


No właśnie. Zostańmy przez chwilę przy tej nagrodzie. Została ona wręczona po raz pierwszy. Do tej pory to zazwyczaj panowie nagradzali swoje osiągnięcia. Czy to dobrze, że panie również wychodzą z cienia, mówiąc głośno o swoich sukcesach?


Mało tego, że dobrze, to szkoda, że tak mało. Do tej pory oczywistym było, że wśród nagradzanych na 10 garniturów była jedna garsonka. Normą jest, że mężczyzn jest więcej tam, gdzie są pieniądze i władza, a kobiet na ogół tam, gdzie ciężka praca i niskie płace. Zaś kobiety, które są bardziej aktywne i bardziej widoczne, często dopracowują się różnych epitetów, niekoniecznie tych, o jakie walczą. To, że są aktywne, uważa się często nadal za wadę. Wszelkie systemy wyróżniania i promocji wspierają przykłady liderek i legitymizują je, jako mające prawo do wypowiadania własnego zdania, prawo do sprzeciwu i do tworzenia trendów.


I taka nagroda jak Nagroda „Kobieta Humanitas” może im pomóc w tym dążeniu do celu?


Oczywiście, że tak. Uważam, że wszelkie nagradzanie czy wyciąganie na światło dzienne życiorysów postaci społecznie ważnych bardzo pomaga. Ja sama nagradzając kobiety od 20 lat widzę, jakie to robi wrażenie i jak pomaga im często w pracy zawodowej, w działalności społecznej, czy prywatnie. Choć zdarzają się oczywiście skrajne przypadki, że może również przeszkadzać. Znam np. kobietę, która będąc wiceburmistrzem, po otrzymaniu nagrody przestała nim być. I choć nie możemy się tym zrażać, to jednak pokazuje, jak często wielu to przeszkadza.


W jakim kierunku powinna się rozwijać Nagroda „Kobieta Humanitas”?


Myślę, że kategorie, które panie sobie wyznaczyły i doświadczenie, które wypracowały przez ten rok należy utrzymać. Ponieważ kobiety są nagradzane w różnych plebiscytach, to na pewno wyróżnia tę nagrodę aspekt, który podniosłam w wykładzie inauguracyjnym podczas Konwentu, przywołując jeszcze raz definicję słowa Humanitas. Myślę, że do tego należy się odwoływać, dokładnie do tej krótkiej prostej definicji, która od razu pokazuje, jakiego rodzaju osoby powinny być w przyszłości nagradzane.


W wykładzie wspominała Pani także o przeszkodach, które wciąż nie pozwalają kobietom na ostateczne przebicie się w biznesie. Na jakie problemy panie trafiają w naszym województwie, jeżeli chodzi o tę sferę działalności?


Na wszystkie możliwe, a grup tych problemów jest kilka. Pierwsza, to problemy związane z kalką kulturową. Aktywna kobieta często jest źle widziana. Bo chce za dużo, za szybko, bo chce się dorobić, a przecież to kobiecie nie przystoi. Kolejna grupa to problemy związane z brakiem odpowiedniego prawa, które pomaga przedsiębiorczyniom. Przepisy dla kobiet zatrudnionych na etatach są bardziej przyjazne, niż dla prowadzących własny biznes. Dopiero niedawno zaczęto dostrzegać, że kobieta jako przedsiębiorca też powinna mieć prawa do odpowiedniej ilości urlopu macierzyńskiego. Więc stanowienie prawa i dostosowanie go do równości na rynku pracy i w działalności gospodarczej jest bardzo ważne. A trzecia grupa to problemy związane przede wszystkim z macierzyństwem.


Tego właśnie przedsiębiorcy często się obawiają…


Tak. Jeśli jesteśmy zatrudniane, to przedsiębiorca się nas obawia, a jak same jesteśmy przedsiębiorcami, to jest nam trudnej, bo przez pierwszy okres dziecko powinno przecież być z matką. I to wciąż jest poważny problem dla kobiet prowadzących firmy.


Ewa Kopacz, Beata Szydło, to niedawne przykłady kobiet, które również w polityce zaszły wysoko. Czy uważa Pani, że te konkretne kariery pomogą zmienić spojrzenie na kobiety w polityce?


Rzeczywiście ostatnio partie polityczne zaczynają zauważać, że kobiety inaczej podchodzą do np. polityki, prowadzenia i rozumienia pewnych spraw, że ich głos jest bardzo uzupełniający jeżeli chodzi o dyskurs społeczny. A nawet możemy pokusić się o kolejne hasło „Moda na Kobiety” poprzez obserwowany ostatnio trend powierzania im coraz wyższych, odpowiedzialnych i prominentnych stanowisk. Są to nadania, które trzeba piastować i trzymać twardą ręką, a nie pozycje, które dostaje się po znajomości. Więc warto i można mówić o tym, że te kobiety dotarły na szczyt poprzez swoją pracę i kompetencje oraz dzięki niesprawdzaniu sie mężczyzn.


Pani również nie unika polityki. Niedawno ukazał się kontrowersyjny artykuł, dotyczący Pani osoby: „Kto się boi Ilony Kanclerz?” Czy jest to przykład na to, że mężczyźni boją się silnych kobiet w życiu publicznym?


Raczej ideowo niezależnych ludzi. Dopiero po tym artykule zrozumiałam co się działo wokół mnie przez ostatnie miesiące. To, że zginęły z mojego domu dokumenty księgowe, wyciągi bankowe, okazało się być tylko wierzchołkiem góry lodowej w przygotowanej dla mnie fali działań. Poukładało mi się to w całość i zrozumiałam, ku mojemu zdziwieniu, że rzeczywiście jest grupa ludzi zainteresowana zniechęceniem i odstraszeniem mnie od działalności politycznej niewybrednymi metodami, rodem z czasów opresyjnych i morderczych. Dziś czuję się wzmocniona, mam za sobą pewne nowe doświadczenie, zobaczyłam jak to jest być osobą, która chce mieć prawo do wypowiadania swojego zdania, ma pomysły na rozwiązanie różnych problemów i nie boi się o tym mówić. Miałam chyba odrobinę szczęścia, że dziennikarzowi chciało sie zweryfikować niektóre oszczerstwa. Podobno niektórzy nadal czekają na te bardziej pikantne materiały, które miały sprawić, że śledczy publicysta zainteresuje sie tym gorącym tematem. Jednak obawiam się, że mogą się nie doczekać (śmiech).


Dziś mówi Pani już o tym bardzo spokojnie…


W takiej sytuacji należy nabrać odrobinę dystansu. To są tzw. 24 godziny, kiedy trzeba wszystko przemyśleć, rozeznać sytuację, ale i siebie w niej. Dzisiaj, z dystansu, chcę zapewnić, że z tej opresji wyszłam silniejsza. Spotkałam się z dużą empatią, pozytywnym feedbackiem, nigdy tak wielu pozytywnych reakcji, słów wsparcia, telefonów i chęci pomocy od różnych osób nie otrzymałam. Dziękuję za to bardzo. Wiem, że wielu ludzi zrozumiało, że w każdej chwili mogą znaleźć się na moim miejscu.


Próbowała Pani „odczarować” wizerunek naszego województwa w kampanii „Modny Śląsk”. Z jakim odzewem spotkał się ten projekt?


„Modny Śląsk” i szereg multiplikacji tego pomysłu, to w tej chwili projekt ponadregionalny, co oznacza, że to co zaproponowaliśmy było awangardowe, nowatorskie i szybko wpływało na świadomość i wizerunek. Słyszałam już nawet o ministerialnym programie „Modne Mazowsze”. Zaś sam „Modny Śląsk” jest działaniem, które trwa już 5 lat. To była ciężka praca u podstaw, bo gdy zaczynaliśmy, w naszym regionie praktycznie nie było wydarzeń związanych z modą. Teraz samych pokazów jest mnóstwo, a słowo „modny” odmieniane jest we wszystkich przypadkach.


Pani styl wypowiedzi o kobietach nie ma wiele wspólnego ze stylem często skrajnie wojujących feministek. Czy uważa Pani, że te ruchy feministyczne pomagają wizerunkowi kobiet czy wręcz przeciwnie?


Agresja w wypowiedzi niczego pozytywnego ze sobą nie niesie. Dialog, tłumaczenie, opisywanie przykładami, to są moim zdaniem nośniki treści, które zdecydowanie lepiej docierają do świadomości ludzkiej i ogólnie społecznej.


Feminizm kojarzy się jednak dziś pejoratywnie…


Myślę, że to względy historyczne, np. sufrażystki wojowały, paląc staniki jako oręż ciemiężcy. Głośno wykrzyczały swój gniew, ale w dzisiejszych czasach ten krzyk nie robi już wrażenia. To już czas argumentów, merytorycznej dyskusji i wymiany poglądów w pokojowym klimacie.


Czy nasze społeczeństwo potrafi  już odcinać „krzykaczki” od tych kobiet, które chcą merytorycznie rozmawiać o swoich prawach?


Nie można kogokolwiek odcinać, bo społeczeństwo to różni ludzie. Gdyby kogoś odciąć, to będzie go ewidentnie brakowało. Na tle krzykaczy dobrze wyglądają ludzie posługują się merytoryką. Choć w dzisiejszych czasach, jak widać po grupach zawodowych, związkowych, aktywistach różnych ruchów, ten kto krzyczy głośniej, też wiele zyskuje. Ale myślę, że każdy ma swoje narzędzia perswazyjne. Ten kontrast jest nam potrzebny i dopiero w nim sami możemy dojść do różnych wniosków. Dzięki temu spektrum możemy wybrać coś dla siebie, bez podziału wyłącznie na białe i czarne.

Wróć Archiwum działu

Alert

 

Jesteś świadkiem ważnego wydarzenia?
Urzędnicza bezmyślność dobrowadza Cię do szału?
Wiesz o czymś, co może zainteresować media?

 

Napisz do "Wiadomości Zagłębia": redakcja@wiadomoscizaglebia.pl

KONKURSY

 

PRACA

 

 

 

 

Adres redakcji:

"Wiadomości Zagłębia"
ul. Kilińskiego 43

41-200 Sosnowiec

e-mail: redakcja@wiadomoscizaglebia.pl